piątek, 1 sierpnia 2008

1-2-3... 5-6-7...!!! :-)

Czyli temat taneczny :-)
Zmotywowaliśmy się do wyjścia na salsotekę :-) Jechaliśmy z różnych części miasta, więc kiedy już dotarliśmy obydwoje do klubu, to ja byłam nieco spóźniona, a Luka po 3 browarach.
Wchodzimy do klubu, podnosi się chłopak siedzący przy wejściu z pytaniem, czy my na salsę.
- No tak, salsa nas sprowadza.
- Bo tu jest taka sprawa, że impreza jest w innym lokalu, kilka przecznic dalej... ale żeby dobrze zacząć wieczór, napijcie się z nami...
I tak, po dwóch bombkach tequili zapitej sokiem, prawie tanecznym krokiem, udaliśmy się na salsę. Lokal zlokalizowaliśmy i w świetnych humorach rozpoczęliśmy zajęcia taneczne z instruktorem. Oprócz kroków zwykłej, znanej nam salsy, przerabialiśmy jakiś kubański chillout, gorące rytmy dyskotekowe i zahaczające o merengee zmysłowe kroki. Wiem tylko, że kiedy zakończyliśmy zajęcia z instruktorem, nie odpuściliśmy i kontynuowaliśmy - improwizowany taniec w parze :-) wycieńczeni, rozgrzani, zlani potem, wypiliśmy do końca drinki i wyszliśmy do domu. Dzięki złapanej taksówce, o północy byliśmy w domu i bardzo dobrze (choć krótko) nam się spało :-)
Trzeba częściej :-) Odstresowanie totalne :-)

wtorek, 1 lipca 2008

A gdyby...

A gdyby tak zniknąć?...
TOBIE zniknąć...

zwrócisz uwagę?

piątek, 14 marca 2008

Niezmienne jest to, że jest zmienna

Wczoraj: mierzenie sukni ślubnej. Niepowtarzalne uczucie, niesamowita kobiecość (jednak!). Wrażenie, że wszystko będzie pięknie, dobrze, jasno... i zawsze od tego momentu bajecznie.

Dzisiaj: szara rzeczywistość dogania mnie. Czyli radosny, trzydniowy stos brudnych naczyń, artystyczna łazienka, czy też włochata podłoga... i taki strach... nie, to za duże słowo... obawa... że po ślubie wcale nie będzie tej jasności, dobra, że kłótnie nie znikną, a obowiązków przybędzie, jeśli zdecydujemy się na dzieci. Nie potrafię sama sobie wyobrazić siebie jako matki siedzącej w domu i niańczącej dziecko. Nie dłużej niż przez jakiś określony czas.

Posłucham sobie Kultu. Zawsze koi nocne horrory.

czwartek, 6 marca 2008

Ciągła potrzeba zachwytu

chwilą, co tak pięknie pachnie
blaskiem żonglowanej pojki
czy uśmiechem szwajcarskiego specjalisty z zakresu projektowania książek

Trzy tulipany sobie kupuję
by wywołać uśmiech - mój
i ludzi, którzy mnie mijają


...
choć generalnie gdyby nie to, że czuję wiosnę w powietrzu i rower już tylko czeka na okazję przejażdżki, moja samoocena byłaby poniżej poziomu dna
no nic, trzeba dalej
w sobotę też kupię sobie tulipany :-)

środa, 5 marca 2008

Et si tu n'existais pas


Et si tu n'existais pas,
Dis-moi pourquoi j'existerais ?
Pour traîner dans un monde sans toi,
Sans espoir et sans regrets.

Et si tu n'existais pas,
J'essaierais d'inventer l'amour,
Comme un peintre qui voit sous ses doigts
Naître les couleurs du jour.
Et qui n'en revient pas.

Et si tu n'existais pas,
Dis-moi pour qui j'existerais ?
Des passantes endormies dans mes bras
Que je n'aimerais jamais.

Et si tu n'existais pas,
Je ne serais qu'un point de plus
Dans ce monde qui vient et qui va,
Je me sentirais perdu,
J'aurais besoin de toi.

Et si tu n'existais pas,
Dis-moi comment j'existerais ?
Je pourrais faire semblant d'être moi,
Mais je ne serais pas vrai.

Et si tu n'existais pas,
Je crois que je l'aurais trouvé,
Le secret de la vie, le pourquoi,
Simplement pour te créer
Et pour te regarder.


niedziela, 2 marca 2008

nie będę tylko mamuśką

Normalnie nie mogę. Przeglądam naszą-klasę i większość moich koleżanek z podstawówki wyszła za mąż. Rzecz preferencji, układów życiowych itp. Ale to, że większość wystawianych przez nie zdjęć to zdjęcia ich pociech to po prostu horror. Czyli jak wygląda "portfolio" naszo-klasowe takiej delikwentki? Zdjęcie ślubne (najlepiej profilowe), zdjęcia kolejnych ubrudzonych dziubasków kolejnych pociesznych pociech.
A gdzie życie? Studia?
Nie chciałabym by jedynym podsumowaniem moich dokonań była liczba dzieci, które dane będzie mi spłodzić.
Doceniam aczkolwiek wagę miłości macierzyńskiej i tacierzyńskiej do dziecięcia, ale BEZ PRZESADY, nie zamierzam z dnia na dzień przestać być sobą i nagle przestać czytać książki, studiować, robić zdjęcia, łazić na spacery tylko dlatego, że mam dziecko. Tym bardziej będę chciała, żeby miało mądrą, pogodną i samorealizującą się matkę i na takimże poziomie ojca. Pewne rzeczy podlegną ograniczeniu (nocne wypady, nieregularne powroty, posiłki z dziwnych składników o dziwnych porach)... ale dla zdrowia psychicznego nas wszystkich nie zamierzam zamienić się w robota domowego!

czwartek, 28 lutego 2008

bierz życie jakim jest, na drugie nie ma szans...




























Byliśmy na Testosteronie w teatrze Buffo. Przedstawienie oczywiście jest pierwowzorem dla filmu o tym samym tytule, stąd też zupełna zbieżność treści.
Zupełnie inaczej przeżywa się spektakl, który jest czymś żywym, dynamicznym, kiedy aktorzy biegają pomiędzy rzędami, czymś innym jest film oglądany po raz enty, przerywany wtedy, kiedy trzeba do łazienki lub wpuścić pana z pizzą :-)
Przedstawienie jest ciut ostrzejsze... żarty o premierze, Wodeckim oraz o korzeniu - to takie, których na filmie nie było /wiem, oglądałam film tyle razy.../.

Właściwie przedstawienie było prezentem urodzinowym dla Luki. Co prawda, ma dopiero w przyszłym tygodniu urodziny, ale to przedstawienie grają bardzo rzadko...

Plany na weekend bardzo ambitne - bo to mój pierwszy niewyjazdowy/niezajęciowy czas sobotnio-niedzielny. Zaczynamy w piątek od filmu o golibrodzie, którego gra Deep.
Sobota to czas wyjścia do zoo (żeby była ładna pogoda!), być może na targi mieszkaniowe, wieczorem na koncert. Może uda mi się odczyścić rower i przygotować do nowego sezonu?
Niedziela - chcę na basen :D tyle planów wystarczy... w międzyczasie chcę skanować :-)

Zmęczona - idę już stąd. Cały dzień byłam na wyjeździe służbowym w Łomży (wróciłam o 21), należy mi się nieco leżenia ;-)
mam nadzieję, że kiedy przekroczę bramy, których strzeże Orfeusz, przyśni mi się coś... przyjemnego ;-) /na zdjęciu wejście do warszawskiej restauracji Secret, do której nie wchodziłam ;-)/